II Mistrzostwa Polski w Poszukiwaniu Minerałów
- Kletno 11 sierpnia 2007






11 sierpnia, Kletno. Hałda przy sztolni nr 12

13:00
Zaskoczył mnie rozmach zamierzenia. Interesująco ukształtowano teren hałdy, ładnie otwierając go na zalesioną dolinkę. Na trzech tarasowato rozłożonych poziomach znalazło się miejsce dla około czterdziestu działek (część z nich przeznaczono tylko dla dzieci), wzniesionego nad otoczenie stanowiska komisji sędziowskiej, oraz niewielkiego podium dla prowadzących. Całość uzupełniał punkt rozpoznawania minerałów, stoisko prezentujące walory gminy Stronie, biuro mistrzostw, tzw. mała gastronomia i kilka parasoli. Nad tym wszystkim cisza i zastój letniego, nieco pochmurnego, dusznego popołudnia. Zanosiło się na spokojną, udaną imprezę.

14:00
Pojawiają się pierwsi uczestnicy. Zaraz też rozpoznaję osoby znane mi z zeszłorocznych mistrzostw. Akurat są to zdobywcy pierwszego i trzeciego miejsca. Słyszę słowa powitania i jeszcze coś o podtrzymywaniu tradycji... Powoli gromadzi się coraz to więcej ludzi. Jednak już na początku trochę zaczęło się psuć...

14:30
Zgodnie z informacją podaną przez organizatorów, o godzinie 14:30 miało nastąpić otwarcie mistrzostw. Czekamy. Z oddali dochodzi pomruk burzy. Krążąc w tłumie przypadkiem słyszę nieoficjalne uzgodnienia dotyczące pory otwarcia - podobno ma ono nastąpić o godzinie 16:00. Zła informacja, zważywszy, że dysponuję ograniczonym czasem. Wkrada się także odrobina zamieszania - rozstawiane są dodatkowe parasole, pośród ludzi przetacza się kuchnia polowa. Przy wjeździe na hałdę krótka przepychanka, znika straż i prywatne samochody, wjeżdża wóz transmisyjny TVP. Czekamy. Zawodnicy i publiczność, goście, sponsorzy. Rozpadało się na dobre. Żadnego komunikatu, żadnych wyjaśnień. Czy ktoś panuje nad przebiegiem zdarzeń?

15:40
Następuje oficjalne otwarcie mistrzostw, powitanie uczestników oraz gości. W dość już obfitym deszczu rozlegają się rachityczne oklaski zmokłej publiki. Na domiar złego niemal natychmiast "siada" aparatura nagłośniająca. Awaria powtarza się kilkakrotnie. Prowadzący kwitują to stwierdzając, iż występ jest ich debiutem. Owszem, widać to było nie tylko po pracy nagłośnienia, ale i po tym, co mieli oni publiczności do przekazania. Wysłuchaliśmy więc solidarnie wszystkich opowiastek o średniowiecznej "przepięknej" hałdzie zawierającej "wszystkie minerały jakie na naszym globie występują", o "niesamowitych" skarbach, "szalonych" minerałach, nie mniej "szalonych" nagrodach, a wszystko to przetykane gęsto "szanownym państwem" odmienianym przez wszystkie możliwe przypadki. Celowała w tym zwłaszcza pani. Bez problemu można by było ogłosić dodatkową konkurencję na to, kto wychwyci najpiękniejszego "kwiatka" w jej wykonaniu. Mnie szczególnie ubawiła informacja jakoby w rejonie Kletna występowały "takie malutkie gejzerki". Ubiegłego roku konferansjer zawiódł, ale walił bzdurą średnio raz na kwadrans. W tym roku, wspomniana pani tłukła nimi z szybkością karabinu maszynowego. Kiedy mikrofon przejął członek Jury, pan Zagożdżon i pojawiła się wreszcie szansa na jakąś sensowną wypowiedź, ponownie zawiodło nagłośnienie. Jak mawiał pewien mój kolega - wola boska i skrzypce...

16:00
Być może konferansjerzy mieli zamiar przegadać całą imprezę, jednak po zdecydowanej interwencji moknących zawodników pozwolili im wreszcie przystąpić do poszukiwań. I pewnie byłoby już nienajgorzej, gdyby ci pierwsi zechcieli się choć ciut wyciszyć. Nic z tego - przed zawodnikami półtorej godziny kopania przy ciągłym gardłowaniu prowadzących. Czy ich opłaca się zależnie od ilości wygadanych słów...? Punkt rozpoznawania minerałów... W ubiegłymi roku o wiele staranniej przygotowany przez Piotra Guta, przedstawiciela Towarzystwa Geologicznego "Spirifer", teraz raził prowizorką. Kilkadziesiąt nader pospolitego wyglądu kamieni plus ekspert dobrze sprawdzający się w ekwilibrystyce wciąż kopcącym papierosem, którego z wielką wprawą ukrywał pod blatem stolika. Otoczony przez dzieci, sam najlepiej określił istotę swojej funkcji - "przynoszą mi tu takie pierdoły, że już nie wyrabiam". A co tam na działkach? Normalnie (choć w deszczu), poszukiwania trwają. Pojawiają się coraz to nowe wydobyte na powierzchnię minerały, co chwilę ktoś podchodzi do pojemników z wodą, by przepłukać kolejny okaz. Uczestnicy mistrzostw nie zawiedli. Myślę też, że z ich punktu widzenia, odmiennie niż dla mnie, ta impreza wyglądała dużo lepiej. W grę wchodziły tu nieco inne emocje, na koniec wyłoniono też i nagrodzono zwycięzców. Pewnie pokazała to lokalna telewizja, może jakieś sprawozdanie ukaże się także na stronie internetowej mistrzostw. Mnie niestety, nie dane było tego zobaczyć, bo przez początkowe opóźnienie musiałem już opuścić Kletno. Odchodząc stawiałem sobie pytanie, czy zawsze musi tak być, że ktoś musi coś spieprzyć? Jak w tym znanym filmie "że mucha nie siada", zawsze coś, zawsze ....... coś! Tak, czy inaczej, imprezę uporczywie "zarzynaną" nieumiejętnym prowadzeniem, przy życiu utrzymali zawodnicy i publiczność. Za waszą cierpliwość, za zamiłowanie i pasję, Szanowni Państwo - wyrazy uznania. Organizatorom - popularne i znane powiedzenie, do trzech razy sztuka! Przedsięwzięcie urosło, widać to wyraźnie po ilości uczestników. Najwyższy czas, by bardziej skrupulatnie zadbać o szczegóły. Tu nie powinna wdzierać się improwizacja, nie powinno być dla niej miejsca. W przyszłym roku zapewne po raz trzeci przyjadę do Kletna na mistrzostwa w poszukiwaniu minerałów i tylko od Was zależy, czy będę na nich po raz ostatni.

18-08-2007 Andrzej Pełka.

Powrót do działu wycieczki mineralogiczne

Powrót do strony głównej Minerały