Kopalnia uranu Kletno - Kopaliny
17 - 18 wrzesień 2006
Internet to jednak wspaniała zabawka. :-) Nieraz łapię się na tej spontanicznej myśli. Jakich rozlicznych wad bym mu nie wytknął, nie znam i nie mam pod ręką lepszego środka wymiany informacji.
Na początku września dotarł do mnie e-mail od Wojtka, który planując wraz ze swoimi przyjaciółmi rajd po Dolnym Śląsku zagadnął mnie o Kletno. Wprawdzie odwiedził je już kiedyś, więc nie mogłem przekazać mu nic szczególnie nowego, ale w trakcie naszej korespondencji okazało się, że wbrew pogłębiającej się mineralnej mizerii Kletna, obaj podobnie je cenimy i obdarzamy szczególnym sentymentem jako miejsce wciąż nas fascynujące. Dzisiaj, ową sympatię dla Kletna wypada mi przypisać także przyjaciołom Wojtka - Karolinie i Kazikowi, którzy towarzyszyli mu w krótkiej wycieczce chodnikami tamtejszej kopalni uranu. Doprawdy trudno przecenić magnetyczność tych miejsc, która skutecznie przyciągnęła entuzjastów aż z Trójmiasta. Znają to oddziaływanie i miłośnicy minerałów i eksploratorzy podziemnego świata. Im wszystkim, z prawdziwą przyjemnością prezentuję dzisiaj fotografie wykonane w sztolniach przez Wojtka i Kazika. Zobaczcie tajemnicze podziemne czeluście, podziwiajcie elementy sztolniowej małej "architektury", rzućcie też życzliwie okiem na nieliczne, skromne minerały. Oczywiście, na fotografiach pojawią się także i sami bohaterowie zdarzeń. Zapraszamy. :-)
"W ubiegłym roku wleźliśmy do sztolni nr 12 blisko drogi. Wyprawa była krótka - być może jakieś 100 m - byliśmy kompletnie nieprzygotowani do wejścia pod ziemię (jedna słaba latarka na całą grupę). W tym roku pewnie zapuścimy się głębiej i zobaczymy jak to wygląda." - to fragment relacji Wojtka, a my spójrzmy teraz na
plan. Na południowym stoku kopalnianej góry ciągle pozostają dostępne wejścia pod ziemię. Są to w kolejności sztolnie 12, 9, 7 i 27. Zgodnie z przyjętym założeniem, celem naszej dzielnej trójki stała się sztolnia nr 12. Fotografia
01 pokazuje wejście. Po początkowym "wąskim gardle", (trzeba się przeczołgać) dalsze partie sztolni okazały się dostępne wygodnym, dosyć obszernym korytarzem. Zmienia to trochę moje wyobrażenia o tutejszych wyrobiskach - kiedyś po wycieczce do sztolni 27
(plan), a także zwiedzeniu udostępnionej turystycznie sztolni 18 zdawało mi się, że większość chodników charakteryzuje spora ciasnota. Zdjęcia obok dowodzą, że nie wszędzie tak to wygląda. Pierwsze napotkane w sztolni dwa boczne chodniki zakończyły się jeden ślepo, drugi zaś zawałem. Dalszy ciąg głównego korytarza przyniósł trudności w postaci licznych usypisk gruzu dopiero w strefie zbudowanej z łupków (foto 06,
07, 08). Najbardziej odległa część sztolni do której udało się dojść ujawniła (po występujących wcześniej marmurach i łupkach) pewne przejawy mineralizacji hematytowo fluorytowej
(foto 09, 10). Niestety, wszystko to raczej mocno skruszałe, albo o konsystencji wilgotnej glinki. Jak mi wiadomo jedyna mineralna zdobycz Wojtka stamtąd, to kwarc (foto 22) z żółtym, być może uranowym nalotem i odłamki ametystu (foto 23). Na zakończenie, naszej trójce pozostało jeszcze tylko nacieszyć się osobliwym klimatem sztolni, wykonać szereg pamiątkowych fotografii (bez wątpienia to zdobycz najcenniejsza) i powoli zmierzać do wyjścia. Także i dla nas - światło w tunelu (foto 12). Wychodzimy. :-)
Podczas gdy następnego dnia Karolina i Wojtek zażywali ciepła wrześniowego słońca (dokładniej, to Wojtek dłubał w hałdach - niektóre owoce owej penetracji na fotografiach poniżej), Kazik samotnie zapuścił się w głąb sztolni nr 7 (plan). Początkowy odcinek sztolni okazał się trudniejszy niż w dwunastce. Kazik zmuszony był pokonywać go pełzając na czworakach. Dostępną część chodnika (ponad sto metrów) ograniczają zawały. Być może są one do przebycia, ale na pewno z wieloma rozmaitymi trudnościami. Podobnie jak w sztolni nr 12 tak i tutaj końcowa część chodnika jest najbardziej atrakcyjna mineralnie. Fotografie 17
i 18 ukazują dużą i efektowną, choć jak stwierdził Kazik, bardzo mocno spękaną żyłę antozonitu. Oczywiście wypada też zauważyć, że fotografia 17, poza żyłą antozonitu "ukazuje" nam także samego Kazika podczas jego samotnej wyprawy. :-)
Oglądając fotografie korytarzy "siódemki" (foto 13 - 16) warto pamiętać, że w jej przypadku mamy do czynienia z
historyczną, wymienianą już w średniowiecznych kronikach tzw. sztolnią świętego Pawła. To na hałdzie materiału wydobytego z niej przez dawnych górników wykryto w lipcu 1948 roku promieniowanie gamma. To z tej hałdy, a wkrótce także ze sztolni, pierwszy raz pozyskano w Kletnie rudę uranu. Oczywiście w toku eksploatacji stara sztolnia została przebudowana i powiększona tracąc swój pierwotny charakter
(foto 13). Czy jednak do końca? Spójrzcie na fotografię
14 - ten korytarz z powodzeniem mógłby uchodzić za szesnastowieczny. :-) Bardzo mi się podoba to miejsce i żałuję trochę, że kiedyś "wymiękłem" i nie ruszyłem śmiało na podbój podziemi podobnie jak to zrobił Kazik. Za to teraz pozostanę do końca w ich klimacie... Jeszcze stąd nie wychodzę. :-)
Minerały z Kletna... Oddajmy na chwilę głos Wojtkowi:
"Poruszająca jest szybkość zanikania hałd. Wszystko, co zastaliśmy, to coraz mizerniejsze resztki tego, co było tu choćby przed rokiem. Wszędzie, gdzie to tylko możliwe hałdy są likwidowane. Mineralny inwentarz maleje i coraz trudniej tu o znalezienie czegoś bardziej efektownego."
Penetracja hałd przyniosła trochę charakterystycznych minerałów. Są to bardzo drobne okazy, których skrytą urodę najlepiej może wydobyć fotografia. Co my tu mamy...? Rozmaicie zabarwione fluoryty (foto 19, 20), tzw. śmietanę hematytową (foto 21), żółty, wspomniany już, podejrzany o uranowe koneksje nalot na kwarcu (foto 22), wreszcie, coraz rzadziej w Kletnie spotykany ametyst (foto 23). Następnie chalkopiryt (foto 24), błyszcz żelaza
(foto 25) i chryzokolę
(foto 26) również w postaci nalotów na kwarcu.
Na atrakcyjność i swoisty urok Kletna po równo składają się legendy o dawnym i tym już bardziej współczesnym górnictwie, skryte w terenie tajemnicze wyrobiska, wreszcie niewątpliwe piękno górskiej okolicy. Także minerały. Oby były tam zawsze. Niepozorne, ale kolorowe i miłe dla oka - jakże nieodzowny składnik osobliwej kletniańskiej mieszanki. Wojtek tak to ujął:
"Kletno, mimo że coraz trudniej tam o minerały, wciąż ma jakąś magiczną, urzekającą moc. To nie tylko kopalnia, ale góry i rozmaite ślady przeszłości... Już myślę, kiedy znów tam wrócić. Pewnie jeszcze nie jeden raz napiszemy o końcu Kletna. Ja po raz kolejny otworzę stare pudła i któryś raz znów obejrzę okazy które przywiozłem z pierwszej tam wizyty. Pewnie pojawi się jeszcze kilka opinii, że to totalne kartoflisko... Tak pewnie będzie. Ale i tak tam wrócę."
I ja także Wojtku, ja także... Tymczasem, "skrobiąc" tekst widzę, że z coraz bardziej chłodną jesienią zmierzamy szybko wprost ku zimie. Chyba przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać na te kolejne spotkania z Kletnem. Przez parę miesięcy, pewnie będę je oglądał tylko w internecie. Internet, to jednak wspaniała zabawka. :-)
10-11-2006
Wojciechowi Staszkowi i Kazimierzowi Niecikowskiemu dziękuję za pomoc i udostępnienie materiałów z których powstała ta strona. Andrzej Pełka.